poniedziałek, 5 marca 2018

Sella Ronda'18

Marcowe śniegi Sella Rondy w Dolomitach. W tle nasz hotel.
Sella Ronda słynie jako najlepszy teren narciarski we Włoszech. Setki kilometrów tras, niezliczone wyciągi, a wszystko powiązane w jeden kompleks, umożliwiający całodzienne zjazdy po okolicznych górach. Szczególnie atrakcyjne wydaje się objechanie na nartach skalnego masywu Sella Rondy, co zajmuje ok 5-6 h., w zależności od pogody, kondycji narciarzy oraz ich odporności na pokusy górskich "taverne". Można to uczynić w dwóch kierunkach, zgodnie z ruchem wskazówek zegara (trasa oznakowana kolorem pomarańczowym) albo przeciwnie do niego (trasa oznakowana kolorem zielonym). Obydwie przebiegają przez te same okolice, ale poprowadzone zostały inaczej i korzystają z różnych wyciągów. Trasa "zielona" uchodzi za łatwiejszą, "pomarańczowa" za trudniejszą (więcej ostrych stoków). Oczywiście, objechaliśmy obydwie. Wrażenia i widoki rewelacyjne, do tego przyjemność pokonywania przez kilka godzin ciągle nowych stoków oraz konieczność wyszukiwania drogowskazów (można też skorzystać z mapy papierowej - mało czytelna, albo z lokalizacji GPS). Osobiście polecamy wycieczkę "pomarańczową". Wcale nie jest taka trudna, tylko kilka odcinków to zjazdy "czarne" (a i wtedy dostępne są alternatywne odgałęzienia "czerwone" lub "niebieskie"), za to jedzie się szybko i bez konieczności wykonywania "prac ręcznych". Trasa "zielona" poprowadzona została wieloma stokami "niebieskimi", często są one raczej płaskie i przy cięższym śniegu narciarz staje w miejscu, zmuszony pracować kijkami. Męczą się od tego ręce. Zirytowana Ada stwierdziła, że to wersja dla tych, którzy chcą sobie postać na nartach! Do tego szlak "zielony" jest zdecydowanie gorzej oznakowany, w kilku miejscach można łatwo zboczyć z trasy. To nic strasznego, wyciągów tyle, że narciarz bez problemu wróci na właściwą drogę, ale jednak powtarzanie niektórych pseudozjazdów irytuje, zwłaszcza tych w wersji "prace ręczne". Tym niemniej, gorąco polecamy wszystkim miłośnikom nart. Trzeba pamiętać, że stoki, zwykle bardzo dobrze przygotowane, są jednak w lepszym stanie w godzinach poranno-przedpołudniowych. Po południu pojawia się coraz więcej muld, sprokurowanych przez licznych miłośników zimowego szaleństwa. Najlepiej wyruszyć około godziny 9.00, gdy zaczynają pracować wyciągi. Warto też wziąć hotel w bezpośrednim sąsiedztwie trasy. Oszczędza się wtedy mnóstwo czasu na dojeździe, najpierw skibusem, a potem bocznymi stokami. Kosztuje to wyraźnie więcej, ale warto. Najdrożej wychodzą hotele usytuowane przy wyciągach Sella Rondy w większych miejscowościach, np. w Arabbie czy Val Gardena, ale są też znacznie tańsze, ulokowane bezpośrednio na trasie, w górach. Tak jak nasz Garni Gonzaga, ze wszech miar godny polecenia.

Słoneczko wstaje, czas ruszać! Widok sprzed wejścia do hotelu.
Nie jesteśmy pierwsi, ale śnieg prawie dziewiczy.
Diabełek na urlopie.
W towarzystwie Ady, śnieżnej Ariette.
Przykład oznaczenia trasy "pomarańczowej", oczywiście, wybieramy alternatywny "czarny" stok nr 3. Wcale nie okazał się taki straszny. A ponieważ jeździ tamtędy mniej ludzi, muldy pojawiają się rzadko, nawet po popołudniu.
Prawie pusto, góry, śnieg i słońce.
Około południa często zbierają się chmury, tym bardziej należy wyruszać o poranku.
Stok w okolicach Val Gardeny.
Kolejki i wyciągi nowoczesne, o dużej przepustowości. Prawie nigdy nie ma tłoku.
I gdzie tu jechać? Można zwiedzać te góry na nartach i zwiedzać...
A tutaj jedna z map na trasie.
Prawda, że Alpy w marcu mają swój urok?
Diabełek szykuje się do zjazdu w okolicach Marmolady.
I jeszcze jedna panorama.
Słoneczko coraz niżej, czas zbierać się do odwrotu.
Kapliczka na granicy prowincji Trentino i Veneto. Msze w niedzielę o 17.00, ale tym razem księdza musiano by chyba desantować z helikoptera :D Dookoła kopny śnieg.
A tu kapliczka w pięknym, popołudniowym słońcu, ok. 17.00 właśnie.
I jeszcze raz nasz hotel. Zajmujemy apartament z oknami powyżej napisów "Gonzaga" i "Hotel". Tak, mamy chyba sześć czy siedem okien na różne strony świata. W piwnicach... nie, nie ma sali tortur, chyba, że ktoś uzna za takową saunę i basen. Brr... za sauną nie przepadam, Ada mogłaby siedzieć w niej bez końca. :D
Wprost ze stoku zjeżdżamy popołudniem na hotelowy parking. Przy okazji uzupełniam zapasy piwa w pokoju.
Widok sprzed wejścia do hotelu.
Tutaj kolejny, tylko w inną stronę.
A tutaj już Dolomity następnego dnia, mocno pochmurnego, ale śnieg wstrzymał się szczęsliwie tak do 16.00.
Krajobraz bardziej mroczny i diabelski.
Zastanawiamy się nad wyborem drogi, a i tak udało nam się zgubić "zieloną" trasę. Nie szkodzi, objechaliśmy dzięki temu kilka nieplanowanych stoków podczas okrężnej jazdy do Corvary.
Ach, obawa przed mającymi nadejść opadami śniegu powstrzymuje nas przed skorzystaniem z gościny tej położonej mniej więcej w połowie szlaku tawerny.
Zamiast tego wizytujemy pobliską kapliczkę w intencji odnalezienia szlaku. :D

Nasza trasa "zielona" według zrzutu z trackera.
A tutaj to samo, tylko trasa "pomarańczowa" z poprzedniego dnia.


2 komentarze:

  1. Z opisu wnioskuję, że trasę zieloną można pokonać zimą zamiast nart na rowerze z oponami z kolcami?
    Czekam na kolejne relacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie, dla upartych cyklistów nie jest to niemożliwe. Na wszelki wypadek można zainstalować płozy przy kołach. :D

    OdpowiedzUsuń