środa, 30 sierpnia 2017

weekend w Sztokholmie - cz.1

Ponieważ podczas naszego ostatniego pobytu w Skandynawii zabrakło czasu na zwiedzanie Sztokholmu postanowiliśmy wrócić tutaj, tym razem samolotem (lot Wizzair Poznań-Sztokholm), tym bardziej, że zaprosili nas poznany na internecie kolega Mariusz wraz z małżonką Gosią. Na poznanie atrakcji Sztokholmu mamy trzy dni. Gospodarze oraz czwórka ich dzieci: Julia, Dominika, Wiktoria i Alex towarzyszą nam w wycieczce po stolicy Szwecji. Rodzina mieszka w Sztokholmie od 12 lat, znają więc język i lokalne stosunki. Język nie jest, co prawda, problemem - wszyscy mówią tutaj po angielsku. Mariusz przeżył nawet nieprzyjemne zaskoczenie, gdy zamawiając piwo w knajpie użył szwedzkiego i usłyszał w odpowiedzi od kelnerki (wyglądającej zresztą na Europejkę), że ona nie zna tego języka i prosi o złożenie zamówienia po angielsku! Z pomocą przyszła wtedy Gosia. Innym plusem w Szwecji jest to, że praktycznie wszędzie można zapłacić kartą, nawet gdy chodzi o drobne sumy. Oczywiście, o ile nie przydarzy się awaria terminalu (co przytrafiło się na lotnisku, gdy oczekiwaliśmy na opóźniony o 3 h. samolot linii Wizzair). Tu ujawniła się niedogodność trwania Szwecji przy koronie (obywatele odrzucili w referendum opcję przejścia na euro). W drodze powrotnej nie mieliśmy już przy sobie ani korony (bo na co taszczyć je do Polski?) i musieliśmy poprzestać na skromniutkim "posiłku" zaoferowanym przez linie lotnicze (talon na 4 euro, starczało to na małą butelkę wody). Z drugiej strony, równie dobrze można powiedzieć, że to wina Polski, bo też do przyjęcia euro nawet się nie przymierza, a za złotówki nic poza krajem się nie kupi. Po Sztokholmie najlepiej poruszać się kolejką podmiejską i metrem. Trzydniowy bilet na wszystkie środki transportu miejskiego (także autobusy oraz bardzo tu popularne tramwaje wodne) kosztuje 240 koron (ok. 110 zł., 1 korona = 0,46 zł). Kłopot w tym, że za pierwszym razem trzeba też kupić specjalny karnet, kóry potem można doładowywać. Karnet kosztuje dość sporo, jak stwierdził Mariusz. Nie wiemy dokładnie ile, gdyż przyjaciele udostępnili nam na czas pobytu własne, zapasowe, które doładowaliśmy (każdy może tutaj wyrobić sobie dwa karnety).
Gosia i Mariusz,  którzy wspaniale ugościli nas w Sztokholmie
Ze starszymi córkami Julką i Dominiką. Jak widać na załączonym obrazku, degustacja piwa szwedzkiego w toku :D




Młodsze rodzeństwo Alex i Wiktoria

Dominika na jednym z artystycznych zdjęć Julki

Skoro już wszystkich poznaliśmy ruszamy na zwiedzanie Sztokholmu. Zaczynamy od spaceru po mieście. Tutaj Ogrody Królewskie obecnie zamienione na park publiczny - pomnik "boga wojny" - czyli Karola XII

Zamek Królewski w Sztokholmie. Pogoda z rana pierwszego dnia nas nie rozpieszcza więc postanawiamy pospacerować w kierunku muzeum słynnego statku "Vasa". Tam przynajmniej nie będzie padało :D

Podczas spaceru na wyspę Djurgården gdzie znajduje się muzeum okrętu "Vasa" (chyba najbardziej znane w Sztokholmie).
Okręt "Vasa". Muzeum, w którym eksponuje się doskonale zachowany, wydobyty z dna morskiego okręt wojenny z XVII w.

Dyskusja na temat Jakuba Sobieskiego, ojca Jana III Sobieskiego, który rzekomo użyczył twarzy jednej z rzeźb zdobiących okręt.

Okręt "Vasa" wybudowano  w 1628 r., wyposażając w 64 działa. Należał wówczas do najpotężniejszych okrętów wojennych na świecie. 

Nigdy nie wziął jednak udziału w żadnej bitwie i zatonął podczas piewszego rejsu, wkrótce po wyjściu z portu. Zawiniła wada konstrukcyjna, już na etapie budowy zmieniono pierwotne plany i podwyższono kadłub, dodając jeden pokład działowy. Nalegał na to sam król, Gustaw II Adolf. Jego należy więc w pierwszej kolejności winić za katastrofę "Vasy". 

Okręt wydobyto z dna morskiego w 1971 r., po kilkuletnich pracach. Zachował się w bardzo dobrym stanie, łącznie z wieloma elementami ożaglowania, olinowania i wyposażenia. Tylko większośc cennych armat wydobyto jeszcze w XVII w. (co też było zresztą wówczas dużym wyczynem technicznym). 

Makieta przedstawiająca moment zatonięcia "Vasy"

Obecnie muzeum "Vasy" to największa atrakcja turystyczna stolicy Szwecji (wstęp 130 koron). Na pokład wprawdzie wejść nie można, ale kilkupiętrowa galeria pozwala dokładnie i z niewielkiej odległości przyjrzeć się wszystkim właściwie elementom okrętu: od stępki po maszty. Wykonano też repliki różnych pomieszczeń w skali 1:1, umieszczając w nich wiele elementów oryginalnego wyposażenia.`

Po wykonaniu programu artystycznego uraczyliśmy się szwedzkim piwem :D

A z wyspy Djurgården powróciliśmy tramwajem wodnym
A po piwku, jako że pogoda się poprawiła, udaliśmy się na sztokholmski Zamek Królewski.

W rezydencji tej król nie mieszka, a jedynie przybywa tutaj na oficjalne uroczystości państwowe. Kilka fotek z gwardią królewska...
Postanowiliśmy wejść do środka zamku, niestety okazało się, iż jest już za późno i wkrótce zamykają.



Zrobiliśmy na pocieszenie zdjęcie dziedzińca głównego. No cóż...trzeba będzie jeszcze tutaj wrócić
Dość oryginalny widok w Sztokholmie, mnich buddyjski.



Jeszcze zdjęcie pamiątkowe z lwami przed zamkiem (zrabowanymi podczas "potopu" w Warszawie) i udajemy się na...

na Gramla Stan, historyczną dzielnicę Sztokholmu położoną na czterech wyspach. 

Tutaj pospacerowaliśmy po klimatycznych uliczkach...

Zwróćcie uwagę jak grubymi łańcuchami Szwedzi przypinają rowery. Czyżby skutek napływu nowych islamskich obywateli? Po tym spacerku udaliśmy się do knajpki (w której kelnerka NIE MÓWIŁA! po szwedzku a tylko po angielsku) choć akurat wyglądała na Europejkę

U naszych znajomych na osiedlu w skandynawskim stylu.

2 komentarze:

  1. Wszystko w jednej pigułce krótko zwięzłe i na temat , już za Wami tęsknimy pozdrawiam Mariusz z rodzina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zapraszamy podwójnie, raz na kolejne odsłony, dwa do nas, do Polski.

      Usuń